Męski, samotny bóg.
Siedzi na tronie.
Poważna twarz, srogie spojrzenie.
Kto ujrzy, ten umrze.
Srogi, karzący, zazdrosny.
Litościwy tylko dla ślepo posłusznych.
Walczący, niszczący.
Nagrody i kary.
Nakazy i zakazy.
Surowe, okrutne.
Piekło i niebo.
Dla wybranych.
Smutny, mściwy samotny bóg.
Pełny szaleństwa apokalipsy.
Lecz oto zjawia się ona.
Bogini.
Przytula męskiego boga.
Całuje jego boskie czoło.
Obejmuje go i pieści delikatnie.
W ogniu pożądania stapiają się gniew, zazdrość i okrucieństwo.
Zza zasłony spalonego ego wyłaniają się spokój, łagodność i bezwarunkowa miłość.
Męski bóg, zjednoczony z boginią, nie jest już samotny.
Pełny, niczego więcej nie potrzebuje.
Promieniuje miłością na cały Wszechświat.